Komentarze: 0
Znów mi runął domek z kart
poczułam ile on był wart
już nie składam karty pale
przedsięwzięcie na szeroką skale
w ślepej uliczce, między kowadłem a młotem
całe życie przeskakuję płot za płotem
kiedy inni obwieszeni złotem
ja borykam się z kolejnym kłopotem
potem może w końcu poczuję
jak lód pod stopami mi ziemia zastępuje
bo ile jeszcze mam żyć marzeniami
karmić się jaskrawymi wspomnieniami
czysta teraz kartka papieru
ponownie dosiadam się do swego życia steru
jeszcze idę ostrożnie jak w cyrku po linie
szczerzonego Pan Bóg szczerze
ostrożny nie zginie
może kiedyś mi to minie zmienie wszystko
rozpalę nadzieję jak w lecie ognisko
znów to zaczynam od początku
nowy początek starego wątku
To metamorfoza, zmiana wszystkiego
próba wpłynięcia na własne ego
może nic z tego, może nic nie zmienie
lecz bardzo się staram usunąć te kamienie
Każde "dlaeczego" ma swoje "dlatego"
ponoszę konsekwencje czynu swojego
w programie dnia nie ma punktu "bezczynność"
zapierdalam by pokazać swą inność
z pełną premedytacją hołduję swoim racją
bez pogoni za sensacją lecz bez chwili wytchnienia
by każdą minutę zmienić w piękne wspomnienia
a gdzie jest sens, gdzie jest logika
i co z logiki w gruncie rzeczy wynika
wystarczy znaleźć swego konika
zmiany pożądane jak deszcze i słońce
stagnacja zmienia zdrowe ciało w ciało konające
odświeżenie duszy i ciała
bo nawet piękna róża by bez wody usychała
więc 1.8.0. stopni obrót, planów zmiana
nadarzona okazja, sytuacja wykorzystana
bo nie o to chodzi by ten co w wodzie brodzi
wmawiał sobie że wilgoś w butach mu nie szkodzi
kto się cieszy namiastkami nie realizuje celu
zamiast świat oglądać z dachu sam się spycha do parteru
zmień co złe, wyrzuć, skreśl, do tyłu nie patrz
ciesz się swoim, doceniaj, jak wrona nie kracz
To metamorfoza, zmiana wszystkiego
próba wpłynięcia na własne ego
może nic z tego, może się nie zmienie
lecz bardzo się staram usunąć te kamienie